A więc, nie chodzę do pracy i czasem zdarza się, że jestem w
ciągu dnia w domu, w związku z czym zdarza się, że zadzwoni listonosz. Żeby
list polecony dostarczyć oczywiście:-)
I tak dostałam dziś informację z urzędu miasta o kwocie
podatku od gruntu i od nieruchomości. Jak co roku o tej porze. Na szczęście ‘siedzę
w domu’, więc odebrałam list z rąk listonosza. W przeciwnym wypadku musiałabym
się udać na pocztę. A tam… Dantejskie sceny! Jak co roku o tej porze. Wyobraźcie
sobie, że praktycznie każdy mieszkaniec w okolicy dostał list polecony za tzw.
potwierdzeniem odbioru. Bo urząd miasta wysyła je do wszystkich na raz. Jakby
nie można było podzielić na części. A tymczasem biedny listonosz dźwiga po kilkaset
listów dziennie. Ok. 10% lokatorów zastaje w domu. Reszta kopert wraca na
pocztę. I tak przez najbliższy miesiąc nie da się tam nawet szpilki wcisnąć, bo
wszyscy zawiadomieni tłoczą się w kolejce do okienka. Jak ktoś nie ma szczęścia
w pierwszym rzucie, to dostanie awizo powtórne. Jak komuś dalej szczęścia brak,
to list wróci do nadawcy. Jak co roku o tej porze.
I tak się zastanawiam, czy ktoś, kto robi taką wysyłkę, czasem
sam się zastanawia, czy za rok nie zrobić tego inaczej (czyt. sprawniej). Jak
wiadomo nadzieja umiera ostatnia, więc kolejna szansa w 2013 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz