niedziela, 25 marca 2012

Witamy nowy most!

Alleluja! I to wcale nie z powodu nadchodzącej Wielkanocy. Otóż w dniu dzisiejszym, niemalże w samo południe, po 10 latach oczekiwań oddano do użytku Most Północny!:-) Obok metra to chyba druga, najbardziej oczekiwana konstrukcja w stolicy w ciągu ostatniej dekady.

Jako wieloletnia mieszkanka Tarchomina byłam nią żywo zainteresowana. Poziom tego zainteresowania gwałtownie wzrastał w godzinach porannych, gdy tkwiłam w korkach na Modlińskiej, błogosławiąc kolejne ekipy rządzące miastem. W sumie sama budowa poszła nawet sprawnie. Za godny odnotowania fakt należy uznać ciągnący się niemal 3 razy dłużej przetarg na tą inwestycję. Ileż to razy go oprotestowano i unieważniano w ciągu 8 lat…? Ale cierpliwość została nagrodzona :-)

Szkoda, że ja od 5 lat już tam nie mieszkam :-( Ale wszystkim przyszłym użytkownikom szczęścia życzę na nowej drodze do pracy!

czwartek, 22 marca 2012

Paraliż w mieście :-(


I stało się. Kręgosłup warszawskiego transportu publicznego został na 3 tygodnie poszatkowany. Na wyłączonym odcinku puszczono komunikację zastępczą i naiwnie sądzono, że to wystarczy.

Chaos zapanował w Centrum przeogromny! Oczywiście ku zaskoczeniu decydentów, co to tramwaj tylko z okna widzieli, o przemieszczaniu się nim nie wspomnę. Śmiem twierdzić, że planu miasta też specjalnie nie znają. Bo przecież to takie dziwne, że ludzie zamiast przesiadać się po 5 razy, wybrali alternatywę, czyli równoległe arterie. Tym samym tramwaje na Jana Pawła wypełniły się po brzegi. Kto by pomyślał?! Autobusy na Nowym Świecie też zaczęły pękać w szwach. Jak to możliwe??!! A wystarczyło zapytać kilku pracowników, którzy korzystają z uroków warszawskiej komunikacji i na pewno przewidzieliby więcej, niż autorzy istniejącego zamieszania.

A teraz ćwiczenie na giętkość umysłu: jakby to było, gdyby tej jedynej linii metra w ogóle nie było?!! Ja też nie potrafię sobie tego wyobrazić, więc trzymam kciuki, żeby budowa drugiej trwała odrobinę krócej niż 25 lat.

środa, 21 marca 2012

Pierwszy dzień wiosny

Muszę przyznać, że w tym roku nie przygotowałam się na nadejście wiosny :-( Zaskoczyła mnie o jeden dzień wcześniej. Myślałam, że wszystkiemu winny 29ty lutego, ale jak zaczęłam zgłębiać temat to wyszło, że nie do końca…

Otóż jak się okazuje początek astronomicznej wiosny cofnął nam się ostatnio do 20go marca. A w połowie wieku to nawet może i 19go wypaść. I winowajcą w tym przypadku jest precesja osi ziemskiej. To tak, jak w takiej zabawce dla dzieci – bączku, który wirując przechyla się na boki. Tak samo wiruje oś ziemska, aczkolwiek w baaaaaaaardzo zwoooooooolnionym teeeeeeeeempie i jeden obrót zajmuje jej jakieś 26 000 lat. A razem z tym obrotem wędruje sobie punkt Barana, który to oznacza punkt równonocy wiosennej, czyli początek tej pięknej pory roku. Następny raz, kiedy pierwszy dzień wiosny przypadnie 21go marca to rok 2102 (tak przynajmniej zeznaje Wikipedia). Ile to ja lat będę miała? Hmm… 124!!!

Czy ta cała precesja, do spółki z Baranem zdają sobie sprawę, jakie zamieszanie wprowadzają?! Czy pomyśleli chociaż przez chwilę, że przez ich harce moje tradycyjne powitanie wiosny wagarami i kawą w kawiarnianym ogródku, nie doszło do skutku?!!

Może jednak za punkt odniesienia wezmę kalendarzowe pory roku. W związku z tym od dziś na moim blogu wiosenna aura :-)

poniedziałek, 19 marca 2012

Wolno, wolniej, najwolniej


Od jakiegoś czasu mój komputer ma humory. Zwolnił obroty, wiesza się, a czasem wręcz odmawia współpracy. Próbuję prośbą i groźbą, ale ani uśmiech, ani łzy nie pomagają. W sumie na komputerowej skali wieku, najmłodszy to on już nie jest. Emerytura zbliża mu się nieubłaganie. Tymczasem zaciskam zęby i cierpliwie czekam, aż łaskawie wyświetli mi, to czego potrzebuję.

Dzisiaj dobił mnie kompletnie. Próbowałam znaleźć jakieś zdjęcia w sieci i oto co napisał mi Google: wyświetlana jest wersja podstawowa, ponieważ wykryliśmy, że masz powolne połączenie internetowe. Jeszcze tego brakowało do pełni szczęścia :-(

Za chwilę okaże się, że mam też powolnie działające zwoje mózgowe i będzie komplet:-) Ale to wtedy może będę bardziej kompatybilna ze sprzętem...?

piątek, 16 marca 2012

Plan B


Jak w każdy wtorek i czwartek udałam się wczoraj po południu do Centrum. Oprócz tego co zazwyczaj robię w każdy wtorek i czwartek, miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia. W tym zakup biletów na pewien odbywający się aktualnie festiwal, w kinie oddalonym nieco od ścisłego Centrum. Stwierdziłam, że dla sportu przejdę się kawałek. W końcu 3 przystanki tramwajowe to nie tak daleko.

A więc szłam sobie jedną ulicą podziwiając widoki. Normalnie jak turysta, a to przecież moje rodzinne miasto. Witryny sklepów i restauracji co najmniej zaskakujące w tej okolicy, ale dawno tam nie byłam, więc może się nie znam. Aż po lewej stronie moim oczom ukazała się sporych rozmiarów knajpka o interesującej nazwie ’Chleb i wino’. ‘Ciekawe, biblijne nawiązanie’ pomyślałam, bo to w końcu na Placu Zbawiciela było. Ale idę dalej, a zaraz obok, na rogu krzyczy kolejna witryna ‘Plan B’ i niżej, mniejszymi literami dopisane: ‘wódka i piwo’ ;-) Piątka za błyskotliwość!

Ja też muszę stworzyć swój ‘plan B’!

czwartek, 15 marca 2012

Sylwia, Barbara, Barcelona :-)

Dzisiaj ukłon w stronę moich stałych czytelniczek (jak sądzę).



Dokładnie za dwa miesiące, podobnie jak bohaterki filmu Woodiego Allena, będą odkrywały uroki Barcelony. Czy ze mną, to się okaże. Najważniejsza misja: dotrzeć z lotniska do hotelu. A potem to jakoś pójdzie.Od miesiąca studiują plan metra :-)

Jeden mój znajomy na wieść, że właśnie zgłębiam historię Gaudiego, powiedział: nie możesz odkryć swojej Barcelony? Oczywiście, że mogę. I nawet taki mam zamiar. Ale czy można odkrywać Barcelonę bez Gaudiego?!

I koniecznie musimy się dowiedzieć, dlaczego mieszkańców tego miasta nazywa się ‘los polacos’

wtorek, 13 marca 2012

Pozorna oszczędność

Ze względu na sytuację z pracą postanowiłam wdrożyć program oszczędnościowy. Benzyna drożeje, więc stwierdziłam, że może lepiej w niektórych sytuacjach przesiąść się na komunikację miejską. Myli się ten, kto sądzi, że to jest ta tańsza opcja.

Przekalkulowałam cenę kilometra moim cudownym wehikułem i porównałam z cenami biletów. O zgrozo! Nie sądziłam, że tyle kosztują! Okazało się, że na fitness niedaleko domu to jednak taniej i wygodniej samochodem. O zakupach w supermarkecie za miedzą to już nie wspomnę. Opcja dłuższa, czyli wyprawa do centrum, teoretycznie powinna się opłacać. Zważywszy ilość linii autobusowych u mnie pod domem, preferuję dojazd do najbliższego ‘centrum przesiadkowego’, bo ile wydostać się stąd jest jeszcze całkiem nieźle, to wrócić wieczorem już nie tak prosto. Autobusy co 20 minut, a bilet czasowy (bo taniej) nie sprzyjają temu. Różnica w kosztach versus komfort i czas… Hmmm… Trudny wybór. Przy obecnej pogodzie biorę opcję numer dwa.
Dodam, że moje podróże przypadają na tzw. godziny poza szczytowe, czyli bez korków i ścisku w autobusach. Bo wtedy to już na pewno wybieram opcję numer dwa.
A władze miasta z uporem maniaka wmawiają nam, że transport publiczny to tańsza i wygodniejsza alternatywa. Może po drugiej stronie miasta, bo nie u mnie :-(

poniedziałek, 12 marca 2012

Biurokracja górą


Od jakiegoś czasu ‘siedzę w domu’. Pod tym stwierdzeniem kryje się fakt, że po prostu nie chodzę do pracy (bo ktoś uznał, że jestem w niej zbędna, ale to już oddzielna historia).

A więc, nie chodzę do pracy i czasem zdarza się, że jestem w ciągu dnia w domu, w związku z czym zdarza się, że zadzwoni listonosz. Żeby list polecony dostarczyć oczywiście:-)

I tak dostałam dziś informację z urzędu miasta o kwocie podatku od gruntu i od nieruchomości. Jak co roku o tej porze. Na szczęście ‘siedzę w domu’, więc odebrałam list z rąk listonosza. W przeciwnym wypadku musiałabym się udać na pocztę. A tam… Dantejskie sceny! Jak co roku o tej porze. Wyobraźcie sobie, że praktycznie każdy mieszkaniec w okolicy dostał list polecony za tzw. potwierdzeniem odbioru. Bo urząd miasta wysyła je do wszystkich na raz. Jakby nie można było podzielić na części. A tymczasem biedny listonosz dźwiga po kilkaset listów dziennie. Ok. 10% lokatorów zastaje w domu. Reszta kopert wraca na pocztę. I tak przez najbliższy miesiąc nie da się tam nawet szpilki wcisnąć, bo wszyscy zawiadomieni tłoczą się w kolejce do okienka. Jak ktoś nie ma szczęścia w pierwszym rzucie, to dostanie awizo powtórne. Jak komuś dalej szczęścia brak, to list wróci do nadawcy. Jak co roku o tej porze.

I tak się zastanawiam, czy ktoś, kto robi taką wysyłkę, czasem sam się zastanawia, czy za rok nie zrobić tego inaczej (czyt. sprawniej). Jak wiadomo nadzieja umiera ostatnia, więc kolejna szansa w 2013 r.