Jakoś
tak się złożyło, że dawno tu nie zaglądałam i w sumie nie mam żadnego
usprawiedliwienia poza brakiem weny twórczej, zwykłym lenistwem i ciekawszymi
być może zajęciami. Ale chyba coś się w tej kwestii zmieniło… Odbyłam ostatnio
krótką podróż na tyle odmienną od poprzednich, że muszę się tym z Wami
podzielić i przy okazji oszczędzi mi to opowiadania wrażeń każdemu z osobna ;-)
Kreml |
Otóż po
latach zwiedzania hoteli nad Morzem Śródziemnym, nowa praca daje szansę poszerzenia
horyzontów i tym razem zwiedzałam hotele w jakże ciepło nam, Polakom, się kojarzącym
miejscu, a mianowicie w Moskwie.
Do tej
pory moje skojarzenia z tym miastem nosiły silne znamiona historyczno – polityczne
i nawet specjalnie się nie zastanawiałam, jak tam jest i co tam jest. Wszyscy
wiedzą, że Kreml i Plac Czerwony i 7 sióstr Stalina. Pewnie bym się tam nie
wybrała, gdyby nie ten wyjazd służbowy. I muszę przyznać, że poczułam się
pozytywnie zaskoczona, aczkolwiek momentami myślałam, że coś mnie zaraz trafi…
Szlag głównie… Ale może, po kolei…
Plac Czerwony |
Cerkiew
Wasyla Błogosławionego
|
Ale za
to po wylądowaniu kraj okazał się o wiele bardziej ‘przyjazny’ niż drugie
wspomniane mocarstwo. W kolejce do odprawy paszportowej stałam zaledwie pół
godziny, a nie ponad godzinę jak to miało miejsce pół roku temu w Waszyngtonie.
Wyszłam z lotniska i… cofnęłam się w czasie :-) I nie chodzi mi tu o efekty wizualne… Mentalność,
atmosfera, ludzie… momentami jak na filmach Barei.
Wylądowawszy
na międzynarodowym lotnisku podeszłam do okienka z wielkim napisem TAXI i nie
byłam w stanie się z nikim po angielsku dogadać (trzeba było jednak się uczyć
rosyjskiego w podstawówce, przemknęło mi przez głowę), zapłacić w żaden inny
sposób niż gotówką i to rublami, których oczywiście nie miałam. I w sumie gdyby
nie pomoc przechodzącej obok pani, to bym tam spędziła pewnie jeszcze sporo
czasu, ale na szczęście zostałam powieziona do hotelu i z ulgą stwierdziłam, że
do właściwego :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz