sobota, 26 maja 2012

Opowieść o Barcelonie czas zacząć…


Jakoś długo mnie tu nie było, ale na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że ZBIERAŁAM MATERIAŁY do kolejnych postów. Brzmi fajnie :-) Co najmniej jakbym prawdziwym pisarzem była :-)

Wyprawę do Barcelony zaplanowałam jeszcze we wrześniu. Decyzję pomogła mi podjąć baaardzo promocyjna cena biletu lotniczego pewnych linii lotniczych  (które na koniec zadbały również o właściwy poziom adrenaliny w moim organizmie, ale o tym to innym razem). Cena przemówiła też do wspomnianych kiedyś Vicky i Cristiny (na prośbę bohaterek używam pseudonimów nawiązujących do filmu Allena). Chociaż im dłużej z nią rozmawiały tym ona wyższa była, aczkolwiek nadal atrakcyjna. I w ten oto sposób dorobiłam się grupy turystów na swoim samotnym wyjeździe.

Barcelona jest miastem niesamowitym pod wieloma względami. I w najbliższym czasie mam zamiar to pokazać. A tymczasem, dzisiaj symbolicznie zacznę od samego początku, czyli starożytnego miasta Barcino.

Placa Nova - litery autorstwa Joana Brossa, kataloński rzeźbiarz upamiętnił w ten sposób dawną nazwę miasta.


niedziela, 6 maja 2012

Lody dla ochłody


Należę do wąskiego grona osób, które nigdy nie weszły na serwis pudelek.pl. Aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że nie znam hitów z życia naszych lokalnych gwiazd, czy raczej tzw. celebrytów (w świetle poprzedniego posta, dodam, że mój słownik w edytorze tekstów nie zna tego słowa, jednak muszę go użyć, gdyż nie ma innego, lepiej oddającego to zjawisko).

A więc zdarza mi się być na bieżąco, a to głównie za sprawą Magla Towarzyskiego w TVN Style. Dzisiejsze odkrycie to jakże aktualny w upalne dni temat – lody. Akurat fanką tego smakołyku nie jestem. Kiedyś  jadałam orzechowe Zielonej Budki z kawałkami orzechów, ale się popsuły, więc przestałam kupować. Może dlatego, że firmę przejęła znana mi skądinąd Enterprise Investors. A wiem, że przejęła bo zaczęłam zgłębiać najnowsze zjawisko z naszych rodzimych rubryk towarzyskich, czyli panie Grycan. Dla niewtajemniczonych dodam, że właścicielem Zielonej Budki był wcześniej pan Zbigniew Grycan, który od niedawna produkuje lody pod własnym nazwiskiem.

Wracając do pań: okazuje się, że lansują się ostatnio na łamach prasy kolorowej i programów rozrywkowych. Samo wrzucenie w Google nazwiska pozwala ocenić skalę zjawiska. Dorobiły się już nawet pieszczotliwej ksywki – Grycanki. Gdzieś mignął mi też artykuł, w którym ktoś podjął się wyceny szumu w mediach, jaki powstał wokół nazwiska, a co za tym idzie marki znanych i lubianych lodów. Ale w tym słodkim deserze jest też niestety i przysłowiowa garstka dziegciu. I to wcale nie dla autorek całego zamieszania.

Otóż jak się okazuje, to wdzięczenie się do kamer ma bezpośrednie przełożenie na spadek zainteresowania lodami Grycan. A warto tu nadmienić, że panie Grycan z lodami pana Grycan, poza nazwiskiem, nic wspólnego nie mają.

I jak tak popatrzyłam, posłuchałam i poczytałam to uroczyście oświadczam, że od jutra zaczynam lody Grycan kupować. Tak z czystego współczucia dla pana Zbigniewa, któremu rodzina w tym smacznym interesie, w sposób bardzo niesmaczny bruździć zaczęła. I wszystkich namawiam do tego samego.