Plaza
de España,
niedaleko którego znajdował się
wspomniany Starbucks
|
Jak to
zwykle bywa splot kilku okoliczności prowadzi do ‘tu i teraz’ i tak kilka
wydarzeń sprawiło, że postanowiłam wznowić swoją aktywność w tym miejscu.
Zaczęło
się od szkolenia, na którym padło pytanie: kto z obecnych prowadzi bloga?
Podniosłam nieśmiało rękę jako jedyna, ale w sumie to ‘prowadzi’ było lekką
przesadą, skoro nie zaglądałam tu od ponad roku.
A ostatnio
ktoś mi przyniósł taką kawę ‘z opisem’ i przypomniał mi się mój ‘pierwszy raz’
z tą firmą, a było to kilka lat temu w Madrycie, do którego to udało mi się
powrócić po raz kolejny 3 tygodnie temu.
Tamta
podróż była dość emocjonująca już na etapie przygotowań i prawie nie spałam 3
dni przed, więc trudno się dziwić, że po przybyciu na miejsce pierwsze kroki
skierowałam do kawiarni. Akurat naprzeciwko hotelu był Starbucks i może to mało
‘hiszpańskie’ miejsce, ale postanowiłam go przetestować, tym bardziej, że do
Polski jeszcze wtedy nie dotarł. Kiedy zamówiłam swoje latte sprzedawca
zapytał, jak mam na imię. ‘Jacy mili ci Hiszpanie’ – pomyślałam natychmiast i
się uśmiechnęłam. Ale uśmiech szybko zbladł, jak okazało się, że pan pytał
wszystkich, bo to taka ‘starbucksowa’ procedura, żeby to imię na kubku papierowym napisać i potem zawołać delikwenta, jak kawa jest gotowa ;-)
A
Madryt? Jak to Madryt… fascynujący, zresztą nie tylko on ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz