
I tak pod parasolami w Parku Güell podziwiałyśmy krajobraz i zbierałyśmy
siły na dalszą część dnia, starając się zapomnieć jak godzinę wcześniej dałyśmy
się oszwabić w barze z kanapkami koło Sagrady Familii. Słońce przygrzewało, sangria
na stole – słodkie lenistwo w upalne popołudnie. Powoli zbierałyśmy się do
wyjścia, a kieliszek Cristiny wciąż był pełen.
- Kończ i idziemy – powiedziałam.
- Ja już nie chcę… – odparła Cristina. Na co Viki:
- Pij, pij, owoce są zdrowe.
Bo przecież to właśnie owoce są w tym wszystkim najważniejsze ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz