Na początek krótkie wprowadzanie dla niewtajemniczonych.
I tak po tym jak Viki i Cristina dotarły z lotniska do hotelu,
wieczorem zabrałam je na Las Ramblas - takie Krakowskie Przedmieście Barcelony.
Zapowiedziałam, że aby uczcić ich przyjazd w katalońskim stylu, napijemy się
cavy w jednej z kawiarenek na Rambli. Oczywiście odpowiedni wykład na temat
owego trunku uczyniłam. Ruszyłyśmy w miasto podziwiając kolejne atrakcje z
naszego przewodnika, aż na koniec usiadłyśmy zmęczone przy stoliku. I oto w
skrócie dialog jaki miał miejsce:
Ja: to co pijemy, sangrię czy cavę?
Viki: nieeee, na kawę to już trochę za późno
Cristina do Viki: przecież tłumaczyła nam, że cava to taki
hiszpański szampan
Viki: ahaaaaa
5 minut później, po krótkiej wymianie zdań, przychodzi
kelner.
Ja do Viki i Cristiny: to zamawiamy cavę, tak?
Viki: to weź mi cappuccino.
Ręce mi opadły. A to był dopiero pierwszy dzień… ;-)
Ręce mi opadły. A to był dopiero pierwszy dzień… ;-)
PS. Co prawda Las Ramblas zatłoczone są turystami niemal całą dobę, ale nie można odmówić im uroku :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz